Szukaj nas na:
Nasza grupa na last.fm My na Myspace My na Naszej Klasie

30 maja 2008

.Urban Thermo Dynamics - Manifest Destiny


Do napisania tej recenzji przymierzam się już od jakiegoś czasu.
Dlaczego? Bo płyta, która mam zamiar zaraz Wam przedstawić jest bardzo wyjątkowa.
Ale zacznijmy od początku. Urban Thermo Dynamics to trio stworzone przez rodzeństwo.
W składzie grali razem Mos Def, jego młodszy brat DCQ i siostra Ces.
Album nagrany w 1994 roku idealnie wpasowuje się w klimaty tamtych lat.
Mocne, grube bity i brudny styl nawijki przywodzą na myśl nagrania stworzone w garażu, albo jakimś prowizorycznym studiu. Tu po prostu czuć lata 90te- słuchając tego można wyobrazić sobie jakieś nocne wyprawy na miasto, zadymione kluby, gangsterkę na ulicach, nielegalne akcje - jak to rymuje UTD „hard core nights in the city”.
W warstwie tekstowej sporo mocnych, wymownych linijek. Jak na stosunkowo młody wiek twórców jest to bardzo uderzające i … rzeczywiste?
Nie ma w tym wszystkim jakiegoś zadęcia, przerysowanych historii rodem z taniego filmu kryminalnego. Nie jest to też jakiś cholerny gangsta rap w stylu money, cash and bitches.
Wszystko jest wyważone. I takie też było w 2004 roku, kiedy płyta to,po ponad 10 latach trzymania w ukryciu przez słuchaczami wyszła w wytwórni DCQ - Illson Media.
Na szczęście dla nas, nic w niej nie zostało zmienione. Dzięki temu po 10 latach mogliśmy posłuchać czegoś za równo świeżego w warstwie wydawniczej, a zarazem tak klasycznego i niesamowitego, jak te wszystkie nagrywki z zeszłego dziesięciolecia.
Minusem jest tylko fakt, że być może, gdyby ta płyta wyszła w 94 roku, UTD zyskałoby większy rozgłos, a tak, skład zawiesił działalność, a DCQ razem z Dante Smithem uformowali grupę Medina Greek nazywaną „nadzieją brooklyńskiego rapu”.
Co do samego składu- u Mos Defa widać już ogromne zdolności i talent. Wiele osób uważa, że nie jest to jeszcze taki „geniusz” jaki objawił się na Black Starze, ale i tak prezentuje naprawdę wysoki poziom. Ces mimo, że bardzo młoda stara się dogonić brata. Flow, które przedstawia na krążku bardzo odbiega od tego, które wyrobiła sobie do tej pory, ale to właśnie ten brudny wokal i nawijka pasują idealnie pod bity z Manifest Destiny. O DCQ można powiedzieć, że świetnie uzupełnia trio, mimo iż nie wyróżnia się szczególnie spośród całego rodzeństwa.
Na krążku znajdziecie sporo naprawdę dobrych, jak nie genialnych kawałków. Osobiście trudno mi wskazać który, jest najlepszy.
Manifest Destiny to album pokroju płyty Doom, składu Mood- dopiero w całości pokazuje jak wysoki poziom i niespotykany klimat prezentuje.

Polecam.



TRACKLIST:

01. World Wide
02. Manifest Destiny
03. Hard Core
04. Victory
05. Luv It Liv It
06. You Could Run
07. Moon In Cancer
08. Do It
09. My Kung-Fu
10. Flight To Puerto Rico
12. Like That
13. My Kung-Fu
14. Manifest Destiny



Ps: Podziękowania dla Sibe, za podsunięcie mi kiedyś tego albumu ;)

3 Comments:

Anonimowy said...

Masz minusa. Myślałem że jakieś pozdrowienia, buziaki za podsunięcie albumu a tu żadnej wzmianki. :( Nieładnie :D
A co do recenzji to świetna. Wszystko w niej zostało ujęte nic dodac nic ująć. Jednym słowem mistrz :) Uwielbiam ten album i co jakiś czas do niego wracam ;)

Anonimowy said...

w paczce brakuje kawałka nr 5; 13; 14; jakbyś mogła to jakoś to dorzuć jako dodatkową paczke ;)

margolcia said...

Paczka z brakującymi trackami będzie koło 17 ;)